
Himalaistka, prawniczka, była dyplomatka i podróżniczka – Dorota Rasińska-Samoćko już niebawem ponownie zmierzy się z jednym z najniebezpieczniejszych ośmiotysięczników świata – Nanga Parbat. To jej druga wyprawa na tę „Nagą Górę”. Jak mówi, nie chodzi o adrenalinę, lecz o pasję, która uskrzydla i pozwala przezwyciężyć ekstremalne warunki.

Wspina się w samotności, z minimalnym wsparciem lokalnego Szerpy. Dorota Rasińska-Samoćko – kobieta wielu talentów i zawodów – po raz kolejny wyrusza na wyprawę, która dla wielu byłaby granicą wytrzymałości fizycznej i psychicznej. Tym razem znów celem jest Nanga Parbat, zwana „Nagą Górą”, jedno z najtrudniejszych wyzwań w Himalajach.
— Byłam na Nandze dwa lata temu, zdobywając ją 1 lipca 2022 roku w ramach projektu Korony Himalajów i Karakorum. Teraz wracam, bo obiecałam sobie, że jeszcze raz tam stanę. Ta góra jest magiczna — opowiada Rasińska-Samoćko w rozmowie z Dziennikiem Wschodnim.
Trudno nie być pod wrażeniem. Dorota zdobyła szesnaście ośmiotysięczników w ciągu zaledwie trzech lat. Niektórzy potrzebują na to dekady. Bez rozgłosu, z pokorą, często samotnie i bez komfortu zorganizowanych ekspedycji.
— W górach najważniejsza jest pasja. To ona daje siłę. Kiedy czujemy –20, –40 stopni, śpimy w zaszronionym namiocie, brakuje snu, jedzenia, a mimo to, kiedy widzimy wschód słońca z wysokości 7000 czy 8000 metrów – czujemy się jakby czas się zatrzymał. To coś nie do opisania — mówi himalaistka.
Nanga Parbat, położona w zachodnim Pakistanie, uchodzi za jeden z najniebezpieczniejszych ośmiotysięczników. Ściana Rupal, 4,5 km pionowego przewyższenia, uznawana jest za jedną z najtrudniejszych w całych Himalajach. Dla Rasińskiej-Samoćko to jednak nie tylko techniczne wyzwanie, ale i duchowa podróż.
— Mierzymy się tam z wielką ścianą skalną Kinshofer Wall, z lodowymi żlebami, bez punktów asekuracyjnych. To nie tylko siła mięśni, ale ogromna siła psychiczna — tłumaczy.
Wyprawa odbywa się pod patronatem Jarosława Stawiarskiego, marszałka województwa lubelskiego, którego wsparcie – jak podkreśla alpinistka – pozwala urzeczywistniać marzenia. – Dzięki wsparciu wiem, że nie jestem sama. Ta świadomość, że ktoś trzyma kciuki, daje siłę. I nie tylko ja realizuję marzenia – ja niosę na plecach też te, których głosów może nie słychać — mówi z uśmiechem.
W rozmowie nie zabrakło też wspomnień z dyplomatycznego życia – ponad 20 lat spędziła w polskiej służbie zagranicznej, pracując m.in. w Serbii i przy instytucjach Unii Europejskiej. Ale to w górach odnajduje najwięcej wolności.
– Przygotowania do wyprawy są bardzo trudne. Logistyka, trening, organizacja. Ale gdy już jesteśmy na górze – to wszystko znika. Jest tylko góra. I my — podsumowuje.
